eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plWiadomościPublikacje › Zmierzch wizytówki

Zmierzch wizytówki

2005-02-11 10:58

Taki drobny kawałek papieru... Kawałek czyjejś tożsamości, zapis najważniejszych danych. Imię, nazwisko, nazwa firmy, stanowisko, adres. Czytam wyrazy i widzę osobę. Przypominam sobie jej twarz, ruchy, osobowość, jakąś tam historię. Bez tego wszystkiego wizytówka nie żyje. Bez wspomnieniowych śladów zapisanych w mózgu jest tylko kawałkiem luźno zapisanego kartonu. Znaczy niewiele...

Przeczytaj także: Jak się miewa polska poligrafia?

Otrzymuję wizytówek coraz mniej - i coraz mniej wręczam. Są już spotkania, w trakcie których nie wymienia się ich w ogóle. Niby to trochę dziwne, ale jeśli się bliżej zastanowić, nie aż tak bardzo. Coraz częściej umawiamy się na spotkania z ludźmi, których już skądś znamy. To co zwykle zapisywało się na wizytówce, tym razem przekazano nam ustnie lub pisemnie, via Internet. Wiemy z kim rozmawiamy, wiemy z jakiej są firmy (bo to już kolejna osoba), znamy ich adres internetowy, telefony i komórki. Wręczenie wizytówki stało się czystym rytuałem. Magicznym ruchem, mającym potwierdzić, że „oficjalne stosunki zostały nawiązane” i możemy czynić dalsze - biznesowe - kroki.

Dzisiejsze wizytówki albo nic nie znaczą, bo zawierają same ogólniki (nazwa firmy, telefon recepcji, fax, a nie podają osobistego adresu internetowego, nie mówiąc o komórce), albo są wręcz przeładowane informacjami i zawierają 15 – 20 indywidualnych, alternatywnych (np. dwa-trzy adresy e-mail!) „namiarów”. Wprowadzenie tylu danych do osobistej bazy teleadresowej wymaga cierpliwości i skupienia. Sama perspektywa takiej pracy odstręcza na odległość! Właśnie dlatego ich przepisywanie przebiega niemal zawsze opornie, generując wielotygodniowe zatory. Przyznam się, że mam w ich szufladzie niezły zapas... Najstarsze leżą nawet pół roku!

Wizytówka narodziła się w dawnych czasach, prawie trzysta lat temu. Początkowo wypisywano ją ręcznie i przekazywano na tacy. Był to akcydens wyjątkowo niskonakładowy. Później coraz częściej je drukowano. Maszyny typograficzne, na których to robiono spowodowały, że uległy znacznemu zestandaryzowaniu. Druk ołowiowy z dzisiejszej perspektywy, to technika niezwykle toporna, nieelegancka. Przełom estetyczny powstał, gdy zabrali się do tego „siciarze”, którymi niejednokrotnie byli artyści mogący wykazać się dyplomami uczelni. Niektóre wizytówki z tych czasów to prawdziwe majstersztyki. Doskonały projekt, czcionki wybrane z wyczuciem, wysmakowane logo, no i finezyjny papier-karton, których w pewnym momencie było już naprawdę bez liku. Również technika powielania była zróżnicowana. Mieliśmy druk wypukły, wypalany w specjalnych piecach, w których farby sitodrukowe pęczniały pod wpływem temperatury. Mieliśmy wizytówki ze zdjęciami, wizytówki podwójne, prawie książeczki, zmierzające wprost ku folderami a nawet mini-katalogom. To było apogeum „epoki wizytówkowej”. Wizytówka była niezbędnym rekwizytem osoby pełniącej ważną funkcję, rozpoczynającej działalność gospodarczą (drugim obok pieczątki!), pragnącej załatwić coś istotnego. Stanowiła uwiarygodnienie osoby. Po jej wręczeniu nie trzeba było pokazywać dowodu osobistego, za jej okazaniem można było nawet odebrać awizowaną przesyłkę na poczcie! A przecież był to tylko kawałek zadrukowanego kartonu, z kilkoma, w gruncie rzeczy, dość oczywistymi, i raczej ogólnie dostępnymi (było to przed epoką telefonów komórkowych i poczty internetowej) informacjami. Wizytówka „wzniosła się” wysoko, ale szybko spauperyzowała. Mieli ją prawie wszyscy.

Epoka finezyjnych wizytówek nie trwała długo. Rozpasanie skończyło się wraz upowszechnieniem druku cyfrowego. Upowszechnienie tej techniki miało dwojakie konsekwencje. O ile w epoce „sitodrukowej” wykonanie wizytówek było dość skomplikowane (pięcio-sześcioetapowy proces technologiczny!), dzięki czemu w naszym kraju powstała cała nisza tego rodzaju usług, o tyle wykonanie wizytówki na „cyfrze” było proste jak drut! Niemal z dnia na dzień, powielanie wizytówek, przestało być dochodowe. Dzisiaj po licznych niegdyś „powielarniach” nie zostało śladu. Obniżył się również poziom artystyczny. Wiele technik związanych z sitodrukiem zostało zarzuconych - zrezygnowano z gufrowanych papierów (maszyny źle na nich drukują), nawet skomplikowane wykończenie introligatorskie odesłano w niebyt (niby po co, coś takiego?). Wizytówka stała się czymś prozaicznym, nieobowiązkowym. Dzisiaj „szpanem” jest właśnie ... nie wręczać wizytówek! Tak naprawdę jest !

W ciągu ostatnich piętnastu lat rozdałem kilka tysięcy wizytówek i pewnie tyleż samo dostałem. Po imprezach targowych i konferencjach przywoziłem ich, wraz z folderami, całe torby. Z konieczności wklejałem do segregatorów, ponieważ plastikowe wizytowniki przestały mi wystarczać już w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Kilka miesięcy temu przypadkowo znalazłem jeden z ich, wypełniony po brzegi taką starą kolekcję. Spojrzałem na nie świeżym wzrokiem. Wizytówki były archaiczne w zakresie projektów, często pretensjonalne, z zupełnie nieaktualnymi danymi. Z wieloma osobami utraciłem kontakt, ale niektórych dobrze pamiętam i dobrze wspominam. Niektóre twarze i sytuacje mam do dzisiaj niemal przed oczami. Nie wyrzuciłem tego zbioru. Mimo, że nie mamy zbyt wiele miejsca, położyłem je na półce, pomiędzy programami komputerowymi. Od czasu do czasu tam zaglądam i przypominam sobie różne epizody. To miłe chwile. Wspomnienia są zawsze bez skaz!


Kontakt z autorem: waskodagama@autograf.pl

oprac. : WaskodaGama / WaskodaGama WaskodaGama

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: