eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plWiadomościPublikacje › Nie demonizujmy sprawy frankowiczów. Wywiad z prof. Grażyną Ancyparowicz

Nie demonizujmy sprawy frankowiczów. Wywiad z prof. Grażyną Ancyparowicz

2015-11-03 08:05

Nie demonizujmy sprawy frankowiczów. Wywiad z prof. Grażyną Ancyparowicz

Czy banki powinny wziąć odpowiedzialność za kredyty frankowe? © BestStock - Fotolia.com

Banki, wspierane przez KNF, wykorzystują sprawę frankowiczów dla podgrzewania atmosfery w nadziei, że uda się przenieść ryzyko kursowe i ryzyko złych kredytów na finanse publiczne i ogół klientów – twierdzi prof. Grażyna Ancyparowicz. Jest zdania, że dojdzie do uporządkowania rynku kredytó, bo żaden bank nie jest zainteresowany doprowadzeniem do upadłości wielu swoich klientów.

Przeczytaj także: Likwidacja LIBOR – konsekwencje dla umów kredytowych powiązanych z kursem CHF

Błażej Torański: Czy banki powinny wziąć odpowiedzialność za kredyty frankowe? W końcu Polacy, podpisując umowy, wiedzieli o ryzyku kursowym.

Prof. Grażyna Ancyparowicz: Problem polega na tym, że nie wiadomo, czy kredytobiorcy w momencie zaciągania zobowiązania zdawali sobie sprawę z istnienia tego ryzyka. A jeśli tak, to – jako inwestorzy nieprofesjonalni (bo do tej kategorii należą detaliczni klienci banków) – powinni byli zostać szczegółowo poinformowani, jakiego rodzaju zagrożenia niesie zadłużanie się na kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat w obcej walucie. Tak nakazuje prawo międzynarodowe oraz nasza ustawa o obrocie instrumentami finansowymi. Ponieważ istnieje uzasadnione podejrzenie, że banki – zresztą nie tylko polskie – postępowały niezgodnie z MiFID, sprawą zajęła się Komisja Europejska, lecz zapewne długo trzeba będzie czekać na ostateczny werdykt. Tymczasem rośnie presja, aby problem frankowiczów rozwiązać jak najszybciej na gruncie polskiego prawa, tak jak uczyniły to przed nami inne kraje.

Frankowicze argumentują, że banki, składając im ofertę, nie informowały rzetelnie o tym, że kurs szwajcarskiej waluty może przekroczyć 5 zł. Reklamowały za to „najkorzystniejszą ofertę”.

Jeden z najwybitniejszych znawców rynków finansowych, nieżyjący już profesor Stanisław Rączkowski, powiedział kiedyś: „gdyby ktoś zdołał przewidzieć kurs waluty, byłby bez żadnego wysiłku najbogatszym człowiekiem na świecie”. Banki nie mogły zatem przewidzieć, jak będzie w przyszłości kształtował się kurs naszej waluty w stosunku do waluty szwajcarskiej. Mogły natomiast zabezpieczyć się przed zmianą kursu PLN/CHF, a ich detaliczni klienci takiej szansy nie mieli. Ulegali reklamom, bo napływ dewiz do Polski w latach 2006-2008 spowodował, że kredyt we frankach mógł wydawać się łatwiejszy w obsłudze niż ten sam kredyt nominowany w wysoce nadwartościowym złotym.

fot. BestStock - Fotolia.com

Czy banki powinny wziąć odpowiedzialność za kredyty frankowe?

Banki, wspierane przez KNF, wykorzystują sprawę frankowiczów dla podgrzewania atmosfery w nadziei, że uda się przenieść ryzyko kursowe i ryzyko złych kredytów na finanse publiczne i ogół klientów.


Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy, widzi w kryzysie frankowym czterech winowajców: bank, państwo polskie – jako regulatora, Komisję Nadzoru Finansowego i klientów. Kto najbardziej zawinił?

Wszyscy. Można by dodać jeszcze piątego, największego winowajcę – Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który wraz z Bankiem Światowym wymusił na nas reformy w duchu Konsensusu Waszyngtońskiego, a tym samym uniemożliwił sprawowanie skutecznego nadzoru nad całą gospodarką, nie tylko nad rynkiem finansowym. Swoją drogą, ciekawe, dlaczego tyle uwagi poświęcamy frankowiczom, a nikt nie zająknął się nawet słowem o decyzji Leszka Balcerowicza, który trzykrotnie nieoczekiwanie i arbitralnie podniósł stopy procentowe kredytów na przełomie stycznia i lutego 1990 r. Lichwiarskie odsetki obciążały całą kwotę zadłużenia, przyspieszając bankructwo 2/3 polskich przedsiębiorstw w tzw. sektorze uspołecznionym. Miało to katastrofalny wpływ na rynek pracy i system ubezpieczeń społecznych. O skutkach tzw. realnie dodatniej stopy procentowej dla finansów osób fizycznych nawet nie wspomnę, choć sama ich boleśnie doświadczyłam. Nie wspomnę także, ile później trzeba było wpompować publicznych pieniędzy do banków, żeby zapobiec efektowi domina i totalnemu krachowi całego sektora. A Balcerowicz uchodzi po dziś dzień za guru polskiej ekonomii.

Komisja Nadzoru Finansowego wydała w lipcu 2006 r. słynną Rekomendację „S”, ograniczającą przyznawanie kredytów, ale ograniczenia w gruncie rzeczy były nieznaczne i nie zahamowały owczego pędu na zadłużanie się we franku. KNF nie powinna była ostrzej reagować?

Jak? Spekulacyjna bańka na rynku nieruchomości narastała w tym czasie nie tylko w Polsce, ale wszędzie. Złoty piął się niebezpiecznie szybko w górę, bez żadnej reakcji ze strony NBP, może dlatego, że coraz wyższa aprecjacja złotego ułatwiała obsługę długu publicznego. Krótko mówiąc: doraźne profity, nie tylko banków, przesłoniły zdrowy rozsądek osób kierujących instytucjami odpowiedzialnymi za stabilność polskiego sektora finansowego.

Kolejna rekomendacja KNF – „T” z lutego 2010 r. – zabiła rynek kredytów hipotecznych i budownictwo.

Nie zabiła. Po pierwsze, nie mamy rynku kredytów hipotecznych, a jedynie rynek zabezpieczonych hipotecznie kredytów na nieruchomości mieszkaniowe. Po drugie, pękła bańka spekulacyjna, nic więcej. Stałoby się tak, niezależnie od rekomendacji „T”. Ceny nieruchomości urosły w Polsce nadmiernie, więc konieczna była korekta. Rynek deweloperski szybko wrócił do równowagi, a teraz znów kwitnie ze szkodą dla innych form budownictwa mieszkaniowego.

Prof. Witold Modzelewski od dawna stawia pytanie: czy udzielanym przez banki „kredytom frankowym” odpowiadały zaciągnięte przez te banki kredyty w tej walucie, czy też nie było tu jakichkolwiek franków albo były to kwoty o niewspółmiernie niskim poziomie? Pyta, czy „kredyt frankowy” nie był kolejnym „wynalazkiem” rynków finansowych po to, aby zarobić na swoich klientach? Pani podziela ten punkt widzenia?

Banki są instytucjami komercyjnymi, więc muszą zarabiać. Nie ma w tym niczego złego, pod warunkiem, że ponoszą konsekwencje błędnych decyzji. Fakt, że nie zawsze tak się dzieje, jak dowodzi tego choćby ostatni kryzys finansowy, potocznie określamy mianem subprime. Wracając do meritum: kredyty nominowane w walutach obcych to w istocie złożone produkty finansowe, w Polsce obecne niemal od początku transformacji ustrojowej, początkowo wykorzystywane w ograniczonym zakresie, głównie w promocji sprzedaży samochodów. Trudności piętrzą się w przypadku kredytów na nieruchomości mieszkaniowe, gdyż zobowiązania są zaciągane na bardziej odległy termin niż w przypadku innych kredytów dla ludności. Mamy więc synergię; na ryzyko kredytowe nakładają się inne rodzaje ryzyka, w tym także ryzyko kursowe.

Jakie – wedle pani wiedzy – zyski osiągnęły banki z tytułu udzielania tych kredytów? W mediach krążyła kwota 50 mld zł.

Nie dysponuję danymi, które pozwoliłyby mi zweryfikować poprawność tego szacunku.

Aktualnie straty z tytułu różnic kursowych szacuje się na 30-40 mld zł.

To nie są straty, ale utracone potencjalne korzyści.

Czy zarządy banków dostały premie lub nagrody za te operacje?

Wieść gminna głosi, że istnieje ścisły związek między wynikiem finansowym a premiami dla kierownictwa banków. Wiadomo również, że pracownicy operacyjni muszą wykazać się odpowiednimi efektami sprzedaży, pod rygorem utraty posady.

Gdzie powędrowały zyski banków z tych operacji: wytransferowano je za granicę czy wypłacono w formie dywidend?

Z danych statystycznych wynika, że zyski banków w znacznej części wykorzystano na podniesienie ich kapitałów własnych, m.in. w związku z ograniczeniem zasilania utworzonych w Polsce filii przez macierzyste korporacje. Jednak znaczną część wypłacono jako dywidendy i wytransferowano za granicę. Drenaż kapitału jest konsekwencją decyzji prywatyzacyjnych sprzed lat. Dotyczy całej naszej gospodarki, nie tylko sektora bankowego.

 

1 2

następna

oprac. : Błażej Torański / Gazeta Bankowa Gazeta Bankowa

Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ

Komentarze (0)

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: