eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plWiadomościPublikacje › Trzęsienie franka – wersja polska

Trzęsienie franka – wersja polska

2015-03-19 00:49

Przeczytaj także: 12 sposobów na kredyt we frankach


Tymczasem jeszcze tego samego dnia, zaraz po posiedzeniu KSF, pojawił się w radiowej „Trójce” i udzielił wywiadu „Dziennikowi Gazecie Prawnej” Andrzej Jakubiak, szef KNF. W obu rozmowach zaproponował Polakom metodę na rozwiązanie ich problemów z drożejącym frankiem. „Rozwiązanie powinno być dopasowane do indywidualnych przypadków. I jest ono możliwe. Osoba, która zaciągnęła kredyt walutowy, mogłaby mieć prawo do przewalutowania go na złote nawet po kursie z dnia wzięcia kredytu, ale powinna wtedy pokryć różnicę między faktycznie poniesionym kosztem spłaty tego kredytu a tym, który poniosłaby, gdyby od początku był to kredyt złotowy” – klarował ze śmiertelną powagą w głosie Jakubiak, po czym lekceważąco dodał: „W przypadku kredytów frankowych wzrost miesięcznej raty wyniósł 700-800 zł. To nie jest jakiś Armageddon.” Według wyliczeń Biura Informacji Kredytowej aż 30 tysiącom „frankowych” rodzin w Polsce właśnie zajrzało w oczy widmo bankructwa, bo te 700-800 zł to dla nich kwestia przeżycia całego miesiąca.

Dwa tygodnie później Andrzej Jakubiak przedefiniował swoją koncepcję na tak karkołomną wersję, że jest to temat na oddzielny artykuł, który zresztą napisałem i publikuję w tym wydaniu „Gazety Bankowej” („Humbug Jakubiaka: chronić banki, czniać Polaka”, str. 22-25).

Lekceważący ton wypowiedzi Jakubiaka i jego późniejsze „kredytowe wolty” wskazują na niepoważne podejście do sprawy.

Widziały gały, co brały?


Z frankowego letargu obudzili się także premier Ewa Kopacz i prezydent Bronisław Komorowski. Premier zleciła KNF i UOKiK zbadanie frankowych umów kredytowych pod kątem ich zgodności z obowiązującym w Polsce prawem. Wykazała się w ten sposób totalną ignorancją, bo akurat obie instytucje kontrolują banki, odkąd te zaczęły udzielać w Polsce kredytów walutowych, czyli niemalże od 10 lat.

Prezydent spotkał się natomiast z prezesem Belką, by się dowiedzieć, o co chodzi z tym frankiem i jak ten problem rozwiązać. Z medialnych relacji wynika, że deliberowali kilka godzin tylko po to, by – jak podała radiowa „Trójka” – dojść do genialnego wniosku, że problem z szokująco wysokim kursem franka jest poważny i należy go rozwiązać, ale tego, w jaki sposób, jeszcze nie wiadomo. Tak mniej więcej brzmiał ten przekaz.

Gdzieś pomiędzy prezydentem i premierem przeciskał się jeszcze w mediach wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński z PSL. Ludowiec początkowo udawał eksperta od frankowych kredytów hipotecznych, zalecając wszystkim frankowiczom spokój i zapewniając, że pomoże… Kilka dni później Piechociński coś zaczął przebąkiwać o wakacjach kredytowych, a potem całkiem zmienił front i razem z ministrem finansów – Mateuszem Szczurkiem (byłym głównym ekonomistą ING Banku Śląskiego) zaczął przerzucać całą odpowiedzialność za toksyczne kredyty na klientów banków, czyli, że mamy wolny rynek i że „widziały gały, co brały”.

Sęk w tym, że, jak zauważył na swoim blogu Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP), gały wcale nie widziały, co brały, a banki nie działają na wolnym rynku, lecz są instytucjami koncesjonowanymi przez państwo i w tym sensie są instytucjami zaufania publicznego. „Obywatel polski ma prawo przypuszczać, że Rzeczpospolita nie wydała koncesji złodziejowi i oszustowi” – irytował się Kaźmierczak i pytał retorycznie: „Czy jeżeli lekarz przepisze pacjentowi receptę na śmiertelny lek, to też będziemy mówić o wolnym rynku, swobodzie umów i odpowiedzialności pacjenta za własne czyny? Pacjent umarł, ale sam sobie jest winien, bo nie studiował medycyny?”

Tymczasem Piechociński, Szczurek, Belka i cała masa innych autorytetów ekonomicznych (m.in. prof. Leszek Balcerowicz i Robert Gwiazdowski) podkreślali w mediach, że państwo nie może płacić za nieprzemyślane decyzje polskich kredytobiorców, bo to zdestabilizuje cały system finansowy w Polsce.

– Naszym celem jest rozliczenie się z bankami na uczciwych zasadach, po usunięciu wszystkich klauzul abuzywnych i rozliczeniu naszych strat. Nigdy nie była i nie jest naszym celem destabilizacja systemu finansowego w Polsce. Nie chcemy żadnych pieniędzy z budżetu – zaznacza Tomasz Sadlik, założyciel stowarzyszenia Pro Futuris, występującego w imieniu Polaków zadłużonych we frankach, którzy padli ofiarą spekulacyjnego działania banków.

A prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców na swoim blogu idzie mu w sukurs pisząc, iż odnosi wrażenie, że cała ta kampania pod tytułem „podatnik nie powinien płacić za frankowiczów” ma na celu nie tyle ochronę pieniędzy podatnika, co ochronę pieniędzy banków i odsunięcie ich z linii strzału. W całej tej historii banków jakby w ogóle nie było.
„Wygląda to na próbę skłócenia tzw. frankowiczów z resztą społeczeństwa” – podkreśla Cezary Kaźmierczak.

Konkwista bankowa


Według danych Biura Informacji Kredytowej w Polsce tzw. frankowiczów, czyli osób, które zaciągnęły długoterminowe kredyty hipoteczne waloryzowane frankiem szwajcarskim, jest ponad 920 tys., czyli spokojnie milion z okładem po uwzględnieniu rodzin wielopokoleniowych i wielodzietnych. Gdyby chcieć krótko scharakteryzować tę grupę, to stanowią ją ludzie w przedziale wiekowym 30-50 lat z wyższym wykształceniem. Krótko mówiąc, odradzająca się w Polsce klasa średnia, czyli ci wszyscy, którzy odważyli się nie emigrować i zostać w Polsce. To właśnie oni są tymi „idiotami”, którzy dali się zrobić w konia bankom oraz ich polskim nadzorcom. Dali się orżnąć jak małe dzieci zawodowym graczom w pokera.

W całej tej frankowej zawierusze trzeba pamiętać, że problem nie jest nowy, a frankowicze nie walczą z bankami od 15 stycznia 2015 r. Proceder toksycznego kredytowania w Polsce trwał od 2004 r. Wtedy to banki zaczęły udzielać kredytów frankowych i traktować Polaków jak konkwistadorzy Indian. Gdy w latach 2007-2008 kurs franka oscylował wokół 2 zł, banki rozwiązały worki z prezentami i zaczęły rozdawać kredyty „za darmo” – bez prowizji i bez rat (przez pierwsze dwa miesiące). Mało tego, banki dawały 120 proc. kredytu, czyli jak ktoś chciał wziąć we frankach równowartość 100 tys. zł, dostawał 120 tys. zł. Banki naciągały nawet zdolności kredytowe swoich klientów, byle tylko im wypłacić kredyt. A potem zaczynano ich brutalnie „strzyc”: na stopach procentowych, spreadach, ubezpieczeniach…

Te „postrzyżyny” nabrały takich rozmiarów, że w internecie zaczęli się organizować pokrzywdzeni klienci banków. Jedną z najprężniej działających grup byli „nabici w mBank”. Oni jako pierwsi wystąpili na drogę sądową przeciwko swojemu kredytodawcy (kilka procesów trwa do dziś, wyroki zapadają na korzyść „nabitych”). To przecież sprawa „nabitych w mBank” spowodowała, że sprawą kredytowych trików w bankach zainteresowała się Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, legendarna szefowa UOKiK w latach 2008-2014 (Donald Tusk usunął ją ze stanowiska za niesubordynację i blokowanie energetycznej fuzji PGE i Energi).

Dziś już mało kto pamięta, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów pod wodzą Krasnodębskiej-Tomkiel urządził w 2008 r. dywanową kontrolę 19 bankom, przetrzepując gruntownie w sumie 300 wzorców umownych na walutowe kredyty hipoteczne (głównie te waloryzowane kursem franka szwajcarskiego). Urzędnicy wybrali z nich 11 klauzul, które wzbudziły ich bardzo poważne wątpliwości.
– Chodzi głównie o postanowienia, które dają bankom dużą dowolność, jeżeli chodzi o kształtowanie oprocentowania. To możemy kwestionować – relacjonowała „Newsweekowi” ówczesna szefowa UOKiK.

Od tamtej pory w rejestrze klauzul abuzywnych UOKiK nazbierało się około 40 zapisów umów, stosowanych bezprawnie przez banki podczas udzielania kredytów hipotecznych (nie tylko walutowych!). Od wielu lat pobożnym życzeniem polskich frankowiczów jest, by banki dostosowały się do prawomocnych wyroków, które na ich niekorzyść zapadły w Sądzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ale banki się tym nie przejmują… A państwo? Państwo udaje, że nie widzi problemu.

Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ

Komentarze (0)

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: