eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plWiadomościPublikacje › PKO BP: jak Jagiełło na wojnę z recesją się szykuje

PKO BP: jak Jagiełło na wojnę z recesją się szykuje

2015-05-06 09:33

Przeczytaj także: Trzęsienie franka – wersja polska


Rozumiem. Idźmy dalej, jesteśmy w 2005 roku...

Tak. I zobaczmy, jakie było wtedy myślenie pięciu interesariuszy, których bym wyodrębnił w myśleniu frankowym o Polsce. Pierwsza grupa to banki. Drugie – klienci. Trzecia to media. Czwarta – politycy. Piąta zaś to szeroko rozumiany nadzór. Te wszystkie strony w tym procesie uczestniczyły.

No, to po kolei... Co robiły wtedy banki?

Pod koniec roku 2005 chyba pięć banków za pośrednictwem Związku Baków Polskich wystosowało do Komisji Nadzoru Bankowego propozycję zakazu udzielania kredytów we franku.

Możemy podać nazwy? Jakie to były banki?

Oczywiście, to jest publiczna informacja: PKO BP, Pekao SA, ING Bank Śląski, BZ WBK...

Pozostałe banki też nie chciały franków?

Inne banki, zwłaszcza te mniejsze, które miały krótką historię swojej aktywności w Polsce i nie miały szerokiej bazy depozytowej do udzielania kredytów w złotówce, były temu przeciwne. Twierdziły, że takie ograniczenie spowoduje pogorszenie konkurencyjności, że uniemożliwi im udzielanie tańszych kredytów. W tym czasie stopy procentowe w Polsce wynosiły ok. 6 proc., a frankowa 3 proc. to powodowało, że rata frankowa przeliczona na złotówki była niższa – w zależności od kredytu – o kilkaset złotych albo i więcej w skali miesięcznej od tego kredytu złotówkowego. Część tych banków miała swoje matki za granicą, które w łatwy sposób mogły pozyskać finansowanie nie tylko ze swoich depozytów, ale też na rynkach hurtowych. Wtedy jeszcze istniał taki paradygmat, że dostęp do pieniądza hurtowego jest nieograniczony. Żyliśmy w świecie, który gwałtownie się rozwijał.

Co zrobił nadzór? Jak zareagował na prośbę pięciu największych banków w Polsce?

Nadzór, po około dwóch miesiącach, odpowiedział, że nie widzi prawnej możliwości zakazania udzielania kredytów we frankach, natomiast przedstawia rekomendację „S”, czyli wytyczne, w jaki sposób udzielać tych kredytów. Banki musiały zacząć stosować wyższe bufory na zmianę kursu pomiędzy złotówką, a inną walutą.

Co robili w tym czasie klienci?

Głosowali nogami, czyli wybierali kredyty frankowe. Wtedy był taki parytet, że w pewnym momencie kredyty w walutach, głównie we franku, stanowiły nawet 87 proc. kredytów hipotecznych, udzielanych w Polsce.

Co robiły media i co robili politycy, to chyba wszyscy pamiętamy. Ale warto sobie przypomnieć...

Gdy się przeczyta komentarze i opinie ekspertów z tego czasu, to mamy jeden komunikat: „nie widzimy ryzyka”. Co prawda trwały dyskusje, dotyczące ryzyka walutowego, ale wtedy akurat złotówka się wzmacniała. Wstąpiliśmy do Unii Europejskiej, gwałtownie się rozwijaliśmy. Gdy prześledzimy wypowiedzi polityków, to się okazuje, że albo się nie wypowiadali w tej sprawie, albo mówili, że nie można ograniczać dostępu do tanich kredytów. Nie twierdzę, że robili to w złej wierze...

A jak zareagowała polska gospodarka na „efekt franka”?

Ano właśnie. Polska gospodarka dostała 250 tys. mieszkań wybudowanych za kredyty frankowe.

Czyli potężny zastrzyk finansowy od frankowiczów dla polskiej gospodarki...

Który się też przekuł na PIT, CIT i VAT. Z tego tytułu wygenerowano strumienie finansowe, które poszły jako podatki do skarbu państwa. Jednocześnie zawarto 700 tys. umów frankowych, które przeszły przez notariuszy – tam też znalazły swoje opłaty. Z tego tytułu były też podatki od czynności cywilno-prawnych, które zasiliły budżety miast.
No dobrze, potem tę historię można w skrócie przedstawić tak: w 2008 roku po upadku Lehman Brothers nastał kryzys finansowy, który zweryfikował ofertę kredytów walutowych. Banki straciły częściowo dostęp do finansowania w walutach obcych, kurs franka systematycznie rósł. Okazało się też, że Komisja Nadzoru Finansowego jednak może i całkowicie zakazała udzielania kredytów walutowych dla klientów zarabiających w złotych. Wreszcie dochodzimy do 15 stycznia, kiedy Narodowy Bank Szwajcarii w sposób gwałtowny zmienia swoją politykę i uwalnia kurs franka. Delikatnie rzecz ujmując, frankowicze poczuli się... nieswojo.

Takich klientów jest w Polsce 550 tys. (tyle w tej chwili umów frankowych zostało). Doraźnie robimy wszystko, żeby ich rata miesięczna nie była wyższa, niż przed tym skokowym wzrostem franka. Czyli rezygnujemy z różnego rodzaju opłat, z których żyje bank.


Frank jest droższy, jest z czego ciąć.

Nie ma czegoś takiego, że gdy frank jest droższy, to bank zarabia więcej, a gdy jest tańszy to zarabia mniej. Bank zarabia na odsetkach i prowizjach z tego wolumenu. Oczywiście, że jak frank drożeje i ten wolumen trochę rośnie, czyli strumień odsetkowy jest większy. Ale wtedy powinna się pogarszać jakość portfela, czyli są wyższe koszty. I odwrotnie kiedy frank jest tańszy, to spada strumień odsetkowy generowany jako wynagrodzenie dla banków. Ale wtedy też powinna spadać szkodowość tego portfela. Klient mniej płaci, łatwiej mu utrzymać kredyt.

Czyli ten frank, to taki trochę miecz obosieczny?

To jest symetryczne w tym sensie, że jeżeli wzrasta kurs franka, to wzrastają wolumeny, ale wzrasta też szkodowość. Jak spada wolumen, to rośnie jakość kredytu hipotecznego. Tak czy inaczej mamy w Polsce problem, który narastał w latach i teraz...

...i teraz zarząd PKO BP pisze w „Gazecie Wyborczej”: „Uświadomiliśmy sobie, że rynek kredytów hipotecznych nie może być walutowy ze względu na ryzyko kursowe”. I dalej: „Nie pozwólmy, aby kryzys kredytu hipotecznego we franku szwajcarskim, który obecnie przeżywamy, poszedł na marne.” Pierwsze skojarzenie? Nawiązujecie do rozwiązań z rynku amerykańskiego, gdzie po upadku Lehman Brothers rynek hipoteczny został „napisany” całkowicie na nowo. Takich wypowiedzi nie usłyszeliśmy z ust żadnego wysokiego urzędnika państwowego, nie wspominając o prezesach innych banków.

Zgoda. Napisałem to w sposób całkowicie świadomy. Od ponad 1,5 roku pracujemy, bo to jest większy zespół, na budową stabilniejszego dla Polski systemu kredytów hipotecznych.

Czyli ten system jest pana zdaniem niestabilny?

Użyłem sformułowania „stabilniejszy”. To określenie w przestrzeni publicznej też do tej pory nie padło. Mamy w tej chwili największy, jednorodny portfel kredytów hipotecznych w historii Polski. Jego suma, włącznie z frankami, to 350 mld zł. I teraz proszę się zastanowić, co jest największym zagrożeniem dla rynku kredytów hipotecznych, nawet gdy są w jednej walucie i kurs nie odgrywa roli? Zmienność gospodarcza. Polegająca na przykład na tym, że rosną lub spadają stopy procentowe.

Myśli Pan, że można tego uniknąć?

Jest ku temu okazja i nie możemy jej zmarnować. Mamy fantastyczną sytuację ekonomiczną. Mamy wzrost gospodarczy, mamy przejściowo deflację, ale wydaje się, że od drugiej połowy roku to się zmieni, bo to jest deflacja importowana. Będziemy mieli lekką, mam nadzieje zdrową inflację. Mamy niskie stopy procentowe. Jest okazja, żeby spróbować przejść w taki obszar, gdzie rynek kredytów hipotecznych nie jest wolną amerykanką. W obszar bardziej uporządkowany, gdzie oferujemy klientom kredyt hipoteczny o stałej stopie. Jeśli zmiana ustawy o listach zastawnych przejdzie przez polski parlament i zyska jego akceptację, to będziemy mogli emitować listy zastawne o stałym oprocentowaniu na 5-7 lat. Klient będzie wiedział, ile jego rata będzie wynosiła przez najbliższe pięć lat. W tej chwili to on wie, ile zapłaci za miesiąc, bo jego kredyty zależy od zmienności WIBOR-u. Najnowsza, dwudziestoletnia historia naszego rynku pokazuje, że ta zmienność rzeczywiście istnieje. Listy zastawne o stałym oprocentowaniu, na których bazują banki hipoteczne niwelują tę zmienność. To jest moja propozycja i do niej chcę przekonać Polaków. Ona jest stabilniejsza dla gospodarki, dla klienta i dla banku...

Ale przecież banki żyją ze zmienności.

Normalny bank uniwersalny nie żyje ze zmienności. To jest domena banków inwestycyjnych, które szukają różnic i chcą prowadzić arbitraż. My jesteśmy takim bankiem, który chce, żeby nasi klienci indywidualni, korporacyjni, małe i średnie przedsiębiorstwa miały jak najbardziej przewidywalną sytuację. Nasi klienci płacą raty odsetkowe, różnego rodzaju prowizje za korzystanie z usług banku. Z tego żyjemy.

Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ

Komentarze (0)

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: