eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plWiadomościPublikacje › Biznes nie boi się dobrej zmiany

Biznes nie boi się dobrej zmiany

2017-04-24 00:30

Biznes nie boi się dobrej zmiany

VAT © elen31 - Fotolia.com

Mamy odpowiedni potencjał, aby odgrywać w Unii rolę, jaką wcześniej miała Wielka Brytania – mówi Michał Kanownik, prezes Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego Branży RTV i IT "Cyfrowa Polska".

Przeczytaj także: Obowiązkowy MPP gdy faktura zaliczkowa i końcowa

Czy uważa pan, że polityka powinna się trzymać z dala od biznesu, a biznes od polityki?
Michał Kanownik: Polityka tworzy prawo. A prawo wpływa niemal na każdą dziedzinę aktywności, w tym na biznes. Rząd czy parlament opracowuje różne regulacje, które mają potem przełożenie na to, jak funkcjonuje rynek. Dlatego jestem zwolennikiem dialogu między światem polityki a przedsiębiorcami, którzy dzięki swojemu doświadczeniu mogą doradzić, jakie rozwiązania się sprawdzają, a jakie niekoniecznie.

Hasła o konieczności trzymania się polityków z dala od biznesu pojawiły się m.in. przy okazji prowadzonych przez rząd prac nad uszczelnieniem systemu VAT. Duże emocje wzbudziła przede wszystkim kara w wysokości 25 lat więzienia za fałszowanie faktur, jako że pojawiły się obawy, iż wystarczy pomyłka w fakturze, aby trafić za kraty. Czy owe 25 lat więzienia to za surowa kara i czy naprawdę można się pomylić w fakturze na 10 mln zł?
25 lat więzienia to najwyższy wymiar kary stosowany, jak sądzę, w przypadkach ekstremalnych. Trudno uwierzyć w to, aby firma, która obraca milionami złotych, na fakturze na 10 mln zł nieświadomie dokonała pomyłki. Często są to działania świadome, mające na celu wyłudzenie VAT.

Zgadzam się, że 25 lat więzienia to kara bardzo surowa. Poparliśmy to, choć mieliśmy wątpliwości. Jednak jako uczciwi przedsiębiorcy znaleźliśmy się pod ścianą w nierównej walce z oszustami. To był wybór: albo my, albo oni.

Wpisanie tego typu kar do kodeksu karnego ma też jeszcze jedną zaletę. Zwrócił nam na to uwagę minister Zbigniew Ziobro: istnieje istotna różnica między postępowaniem skarbowym a karnym. W tym pierwszym to przedsiębiorca musi udowodnić, że jego rozliczenia są prawidłowe. Z kolei w postępowaniu karnym to prokurator musi wykazać, że przedsiębiorca dokonał oszustwa i, co więcej, miał tego świadomość. To jest niezmiernie istotny dla przedsiębiorców element.


ZIPSEE bardzo mocno zaangażował się z walkę z oszustwami w VAT. Proszę powiedzieć, dlaczego przedsiębiorców interesuje VAT i walka z oszustwami? Jaką ten podatek ma wagę dla prowadzących biznes?
Zaczęliśmy naszą batalię z oszustwami podatkowymi w listopadzie 2013 r., kiedy wystąpiliśmy do ówczesnego ministra finansów z prośbą o pomoc. Przygotowaliśmy wtedy raport, którego wnioski mnie zmroziły. Z naszych szacunków wynikało, że tylko w okresie od stycznia do listopada 2013 r. skarb państwa wypłacił oszukującym na VAT na smartfonach blisko 2 mld zł. Tylko na jednym produkcie!

Te oszustwa uderzały też bezpośrednio w uczciwych przedsiębiorców. Po pierwsze: nie byliśmy już w stanie konkurować z oszustami, bo ich oferta zawsze była o kilkanaście procent tańsza niż nasza. Po drugie: wielu przedsiębiorców bało się inwestować w rozwój biznesu, w budowę sieci dystrybucji.

Po trzecie: narastało niebezpieczeństwo, że przedsiębiorcy zostaną nieświadomie wplątani w kontakty z oszustami. Biznes zaczął nieufnie podchodzić do potencjalnych partnerów, ograniczał liczbę kontrahentów, a to negatywnie wpłynęło na inwestycje i możliwość rozwoju nowych firm. Uczciwy biznes zaczął się po prostu kurczyć. No i po czwarte: w grę wchodziły kwestie podatkowe, bo w razie zakupu towaru od oszustów przedsiębiorca ryzykował wysokimi karami. W tamtym roku do Polski „przyjechały” smartfony za 5 mld zł, a wyjechały za kwotę ok. 7 mld zł. Staliśmy się wówczas niemal potentatem w sztucznym eksporcie smartfonów. To oznacza, że trudno było znaleźć na polskim rynku smartfon, który nie przeszedłby przez karuzelę VAT-owską. To sytuacja, w której zasadniczo każdemu dystrybutorowi można było zarzucić udział w procederze wyłudzeń.

Dlatego zawnioskowaliśmy do rządu o wprowadzenie na smartfony, tablety, laptopy i konsole do gier mechanizmu odwróconego VAT-u, który można było szybko wprowadzić i doraźnie pozbyć się oszustów podatkowych z tego rynku.

fot. elen31 - Fotolia.com

VAT

ZIPSEE bardzo mocno zaangażował się z walkę z oszustwami w VAT.


Jednak wprowadzenie odwróconego VAT-u spotkało się z krytyką. Pojawiły się opinie, że objęcie jednej grupy produktów tym rozwiązaniem nie załatwia sprawy. I że to generalnie jest jakby wywieszenie białej flagi i faktyczna rezygnacja z całej idei podatku VAT.
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że jakakolwiek próba walki z wyłudzeniami VAT stanowi wywieszenie białej flagi. Odwrócony VAT ma kilka zalet. Po pierwsze jest to metoda sprawdzona, działa w całej Europie Zachodniej, gdzie pozwoliła pozbyć się problemu oszustw na wielu produktach. Po drugie, jest to mechanizm niedrogi, bo nie powoduje żadnych kosztów po stronie przedsiębiorców, nie trzeba wymieniać systemów księgowych, praktycznie zmienia się jedynie faktura. Nie ma także kosztów po stronie budżetu, choć tutaj występuje pewne opóźnienie we wpływie VAT-u do kasy państwa. Z naszych ocen wynika, że w przypadku tak chodliwych towarów jak elektronika użytkowa to opóźnienie może sięgać maksymalnie jednego kwartału. Po trzecie, odwróconego VAT-u w żaden sposób nie odczuwa konsument.

Do stosowania odwróconego VAT-u zachęca też Komisja Europejska. Np. Czesi i Austriacy złożyli wnioski w sprawie powszechnego zastosowania odwróconego VAT-u u siebie i taką zgodę dostali.

Nie jestem zwolennikiem sytuacji, w której tylko prowadzi się debaty i rozważania na temat zmian systemowych, a faktycznie nie robi się nic, aby ukrócić oszustwa. Dlatego nie rozumiem, czemu wdrożenie odwróconego VAT-u m.in. na smartfony zajęło poprzedniemu rządowi ponad półtora roku. Zwłaszcza że nie trzeba było w tej kwestii zgody Komisji Europejskiej, bo smartfony znajdują się na krótkiej liście towarów, wobec których można stosować to rozwiązanie od ręki. Bruksela bowiem już kilka lat temu uznała, że problem jest tak duży, że w przypadku części produktów, szczególnie często wykorzystywanych przez oszustów, takich jak choćby elektronika użytkowa, należy dać państwom wolą rękę w stosowaniu odwróconego VAT-u, aby mogły jak najszybciej zwalczać przestępstwa. To rozwiązanie można było stosować już od 2012 r. i jako pierwsza skorzystała z niego Wielka Brytania.


Jak wygląda skala wyłudzeń obecnie, a więc już po wprowadzeniu odwróconego VAT-u na smartfony? Czy spadła jakoś znacząco? Widzicie wzrost biznesu i wzrost rzetelnej sprzedaży?
Efekt był taki, że po wejściu mechanizmu VAT-u odwróconego nagle radykalnie spadł karuzelowy eksport, zwłaszcza smartfonów z Polski. Zniknęły firmy krzaki, które nigdy wcześniej nie handlowały elektroniką. Z kwartału na kwartał w obrocie tego typu produktami wracała normalność.

Skoro jest to takie ułatwienie, i to zarówno w kwestii walki z oszustami, jak i generalne ułatwienie w rozliczeniach między przedsiębiorcami, to dlaczego mamy VAT odwrócony jedynie w zaledwie kilku dziedzinach i dlaczego jego wprowadzenie trwało tak długo?
Rozumiem powód ograniczenia zakresu stosowania odwróconego VAT-u. Mamy świadomość, że jest to rozwiązanie doraźne, a nie docelowe. Powoduje ryzyko przenoszenia się oszustów na inne produkty, branże czy też nawet rynki. Nie likwiduje więc faktycznie problemu oszustw, a jedynie odsuwa je w czasie i miejscu. Jednocześnie na tym podatku opiera się całe finansowanie Unii Europejskiej. Szybkie wprowadzenie odwróconego VAT-u w całej UE mogłoby doprowadzić do załamania się finansów państw członkowskich. Chodzi o to opóźnienie we wpłacie podatku do budżetu. O ile w przypadku towarów szybko zbywalnych jest to opóźnienie niewielkie, to w skali wszystkich towarów przepływających przez UE mogłoby być już duże. Mamy bowiem wiele towarów inwestycyjnych, w przypadku których upływa wiele miesięcy, nim trafią do ostatecznego odbiorcy.

Jednak dlaczego w Polsce musieliśmy czekać półtora roku na prostą nowelizację, o którą nie trzeba było pytać Komisji Europejskiej, to jest to dobre pytanie.


Powiedział pan, że regulacja o odwróconym VAT na smartfony weszła w życie od 1 lipca 2015 r., choć taka możliwość była już od 2012 r. Jeśli wziąć pod uwagę wyłudzenia, dokonane przez 11 miesięcy 2013 r., oznacza to stratę…
… od 4 do 6 mld zł. I to tylko dlatego, że się nie spieszyliśmy. Mało tego, nie było widać pośpiechu nawet w 2013 r., kiedy policzyliśmy Ministerstwu Finansów, jaka jest skala wyłudzeń.

Ale najbardziej mnie boli to, że Ministerstwo Finansów nie ostrzegło wtedy przedsiębiorców. Oni wiedzieli, co się dzieje, wiedzieli, co się wcześniej działo na rynku niemieckim – bo przecież oszuści wyłudzający VAT na smartfonach przyszli do nas z Niemiec tuż po tym, jak tam wprowadzono odwrócony VAT. I mimo tej wiedzy resort finansów nie próbował ostrzec przedsiębiorców. Pierwszy list ostrzegawczy w tej sprawie pojawił się dopiero w 2014 r., kiedy sprawę opisały media i dawno po tym, kiedy my o tym zaczęliśmy alarmować. Efekt jest taki, że dziś uczciwi przedsiębiorcy odpowiadają za te miliardowe oszustwa, jakich wtedy dokonano na polskim budżecie.


Kiedy przyszedł rok 2015, zmienił się rząd i zaczęły się trwające przez cały ubiegły rok prace nad uszczelnieniem systemu. Zamiast odwróconego VAT-u wicepremier Mateusz Morawiecki zapowiada wprowadzenie split paymentu. Czy to rozwiązanie dobre dla przedsiębiorców?
Split payment, czyli podzielona płatność, w porównaniu z odwróconym VAT-em, który jest punktowy i doraźny, jest rozwiązaniem systemowym. Polega on na tym, że rozliczenia VAT stanowią osobną operację bankową – kwota netto jest wpłacana dostawcy, a równowartość VAT jest przekazywana na specjalne konto bankowe. Takie rozwiązanie, choć w ograniczonej formie, bo tylko stosowane w rozliczeniach z instytucjami publicznymi, sprawdziło się we Włoszech, gdzie w ten sposób odzyskano ok. 2 mld euro.

Wśród przedsiębiorców, zwłaszcza tych mniejszych i średnich, istnieją duże obawy przed wprowadzeniem takiego rozwiązania. Może ono negatywnie wpłynąć na cash flow tych firm, ale ten mankament da się zniwelować działaniami osłonowymi, które, mam nadzieję, rząd zaproponuje przedsiębiorcom. Dostrzegamy jednak pozytywne aspekty jego wprowadzenia. Całkowicie bowiem wyeliminuje możliwość dokonywania wyłudzeń VAT. W moim przekonaniu warto więc ponieść taki koszt, by pozbyć się całkowicie z rynku oszustów podatkowych. W ogólnym rozrachunku będzie to z korzyścią także dla biznesu.


Prace nad uszczelnieniem systemu podatkowego zaowocowały także zaostrzeniem kar i ściślejszymi kontrolami. Zaczęły się podnosić głosy, że to uderzenie w uczciwych przedsiębiorców. Że prowadzący firmy będą się teraz bali inwestować i działać. Czy rzeczywiście biznes reaguje takim strachem na działania mające ograniczyć skalę oszustw w gospodarce?
Dla każdego przedsiębiorcy kontrole są elementem działalności – wiadomo, że istnieją. To normalne i każdy z tym się godzi. Również zaostrzenie kar nie będzie budziło obaw, jeśli postępowania prokuratorskie będą wiązały się z koniecznością udowodnienia winy.

Ale bez wątpienia jest coś, czego przedsiębiorcy się boją – i jest to zjawisko, które występuje od lat. Chodzi o ryzyko, że uczciwy przedsiębiorca zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za cudze grzechy. Obecnie obowiązuje ustawa, która umożliwia wykreślenie firmy z rejestru podatników VAT tylko dlatego, że np. piąty kontrahent wstecz był oszustem. Aby pokazać, jak kuriozalne jest to rozwiązanie, porównuję je do sytuacji, kiedy klient przychodzi do piekarni po bułki i deklaruje, że je kupi, o ile dowie się, z jakich pól zebrano zboże i w jakich młynach powstała mąka użyta do wypieku tych bułek.

W takim biznesie jak nasz ścieżka dystrybucyjna jest dość długa. Nie sposób wiedzieć, gdzie towar był wcześniej i czy po drodze nie przeszedł przez ręce oszusta. To trzeba uregulować, stworzyć rozwiązanie, dzięki któremu przedsiębiorca będzie miał pewność, w jaki sposób ma dochować należytej staranności w zakresie weryfikacji kontrahentów. Tymczasem od przedsiębiorcy w Polsce prawo wymaga, aby sprawdzał nie tylko bezpośredniego kontrahenta, ale także firmy, które z tym kontrahentem współpracowały. Problem w tym, że nie ma do tego żadnych prawnych narzędzi. Jako branża postulujemy o poszerzenie Konstytucji Biznesu o tę kwestię.

Firmy potrzebują stabilnych i jasnych procedur, w ramach których mogą się poruszać i które dają im pewność, że wykonały wszelkie konieczne działania, aby uchronić się przed oszustwem. Bez nich wkraczamy na bagnisty grunt, na którym można się utopić.


Jednak chcielibyśmy jeszcze spytać o ten przekaz, który nadal gdzieniegdzie słychać – że biznes się boi, że inwestorzy, zwłaszcza globalni gracze, nie chcą ponoć inwestować w Polsce, bo boją się rządów Prawa i Sprawiedliwości. Dostrzega pan takie zjawisko?
Nie. Moim zdaniem globalny biznes nie zwraca uwagi na to, czy w kraju rządzi PiS czy PO, czy może inne ugrupowanie. To, co się liczy dla dużych graczy, to otoczenie regulacyjne i to, czy daje mu ono podstawy do spokojnego rozwijania biznesu. Wielkie firmy, zwłaszcza amerykańskie, o wiele bardziej odstrasza to, że przypadkowo mogą stać się częścią karuzeli VAT-owskiej niż to, że rząd uszczelnia system podatkowy.

Biznes docenia to, że rząd usprawnia i upraszcza system podatkowy. Jeśli zaś powstaną takie ramy prawne, dzięki którym przedsiębiorcy będą wiedzieć, co zrobić, aby czuć się bezpiecznie, to chętniej będą chcieli w naszym kraju inwestować.

Na pewno jednak żaden uczciwy przedsiębiorca nie obawia się uszczelniania systemu podatkowego. To jest absolutnie mit.


Chyba właśnie jesteśmy świadkami upadku wielu mitów, stworzonych w ciągu ostatniego roku czy dwóch. Choćby tego, że Polska popadła w izolację, bo nie kupiła Caracali. Podczas ostatniej wizyty wicepremiera Mateusza Morawieckiego w Paryżu nikt właściwie tej kwestii nie poruszał.
Od zeszłego roku jestem członkiem zarządu Digital Europe, naszej europejskiej organizacji branżowej. I kiedy spotykam się z kolegami z innych krajów, to w ogóle nie widzę żadnych sygnałów, z których wynika, że oni się obawiają Polski czy tego, co tu się dzieje. Absolutnie żadnych. Wręcz odwrotnie, często słyszę pochwalne opinie, że u nas się tyle dzieje, że zaczęliśmy wychodzić z własnymi inicjatywami w wielu kwestiach, zwłaszcza w dziedzinie technologii cyfrowych, czego wcześniej nie robiliśmy. Tutaj szczególne wyrazy uznania należą się pani minister Annie Streżyńskiej za inicjatywę dotyczącą free flow of data, która spotkała się z pozytywnym przyjęciem.

Jest jeszcze jedno zjawisko, które stało się widoczne po Brexicie. Mianowicie moi koledzy z Digital Europe, ale również często dziennikarze w Brukseli, zaczęli pytać, czy Polska będzie chciała zająć w Unii Europejskiej miejsce Wielkiej Brytanii, a więc stać się takim członkiem UE, który ma chęci, potencjał i możliwości, aby stymulować ją do myślenia o tym, jak dalej Unia powinna się rozwijać. Myślę, że mamy właśnie odpowiedni potencjał, aby odgrywać taką rolę, jak wcześniej Wielka Brytania.


Chcemy jeszcze zapytać o nazwę. Związek Importerów i Producentów… Czy ta kolejność ma znaczenie? Najpierw import, potem produkcja? I czy jest szansa na szybki rozwój firm będących całkowicie polskimi producentami elektroniki?
Kolejność nie ma znaczenia. Zrzeszamy nie tylko producentów i importerów, ale coraz większe znaczenie mają także dystrybutorzy.

Pod względem dystrybucji mamy wyjątkową na tle Europy sytuację. W innych krajach kontynentu dominują dystrybutorzy będący światowymi gigantami, amerykańscy lub europejscy. Tymczasem w Polsce mamy naszą dystrybucję, bardzo silną, która skutecznie walczy na polskim rynku. Takie spółki jak AB, ABC Data, Action czy Komputronik świetnie sobie poradziły z konkurencją w kraju. Co więcej, obecnie wchodzą na rynki ościenne. Spółki córki tych firm operują obecnie w Niemczech, Czechach, na Węgrzech, w Rumunii czy w krajach bałtyckich i świetnie sobie radzą.

Poza tym trzeba pamiętać, że Polska jest potentatem europejskim, jeśli idzie o produkcję sprzętu elektronicznego. W telewizorach jesteśmy w czołówce, a w AGD – absolutnym liderem.

Mamy także polskich producentów – takich jak Manta, Modecom, Lechpol. To są firmy, które wyrobiły sobie pozycję na rynku i potrafią skutecznie na nim konkurować.

Dziś istnieje ogromny potencjał dla rozwoju polskich marek. Przede wszystkim doceniana jest jakość polskiej myśli technologicznej. Firmy zagraniczne chcą z niej czerpać. Dlatego w Polsce swoje centra badań i rozwoju (R&D) lokują największe firmy świata. Np. centrum Samsunga w Warszawie jest drugim co do wielkości takim ośrodkiem tej firmy po tym w Seulu.

W moim przekonaniu Polska ma potencjał do rozwoju nowoczesnej, innowacyjnej gospodarki. Odczuwam umiarkowany optymizm, że innowacyjność przestaje być tylko słowem kluczem, powtarzanym od wielu lat, ale bez żadnych rezultatów, i że właśnie przechodzimy od słów do czynów. Że faktycznie tworzymy otoczenie regulacyjne, które pomoże innowacyjności w Polsce i wybiciu naszej gospodarki na wyższy poziom. Według najnowszego rankingu Bloomberga jesteśmy najbardziej innowacyjną gospodarką w tej części Europy, co tylko potwierdza, że wkraczamy na zupełnie inny poziom rozwoju gospodarczego.


Czy w planie Morawieckiego są rozwiązania dające polskim firmom możliwości przyspieszenia rozwoju i osiągnięcia takiego poziomu, aby zaczęły oferować własne, stworzone w Polsce rozwiązania i konkurować nimi na rynkach światowych?
Absolutnie tak. Już w tej chwili w Polsce są tworzone rozwiązania, które są atrakcyjne dla światowych gigantów technologicznych.

Mamy również potencjał start-upowy. Ważne jest otoczenie, dzięki któremu młody przedsiębiorca ma możliwość rozwoju. Powstają kolejne centra zajmujące się wspomaganiem rozwoju nowych firm, w których młodzi ludzie zyskują możliwości do dalszego rozwoju. Oczywiście, bez pieniędzy nie da się tego zrobić. Ale teraz pojawił się Polski Fundusz Rozwoju, którego konstrukcja sprzyja wspieraniu innowacyjnych firm. Ten fundusz dzięki odpowiednim inwestycjom może stworzyć ogromną wartość dodaną dla polskiej gospodarki.

Nie da się ukryć, że najważniejsze dla rozwiniętej gospodarki jest nie tylko to, aby produkować, ale żeby cały proces – od koncepcji projektu, poprzez technologię, know-how, do produkcji – przebiegał w kraju. Właściwie kluczowa jest ta pierwsza część – bo produkować można wszędzie, ale zarabia się przede wszystkim na pomysłach, know-how i technologii.

Przeczytaj także

Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ

Komentarze (0)

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: